- Ładnie tu – powiedział powoli rozglądając się wokoło. - Tak, ale czy może ksiądz wejść tutaj? - Gdzie? - Na krzesło. - A muszę? - Nie, tylko to, co chcę księdzu pokazać, jest tam i stąd ksiądz nic nie zobaczy. - Acha... - Już. I co dalej? - Proszę obrócić się teraz w prawo. Co ksiądz widzi? - Hm...Zęby. - A czy ksiądz wie, co to jest? - No...czyjeś zęby. Mogę już zejść? - Oczywiście. - To wszystko córko? - Nie, jeszcze nie wszystko. Czy ksiądz widzi, co tu leży? - Koc, o! i mleko. Macie kota? - Nie. Nie mamy kota. To znaczy nie jestem pewna, czy nie mamy, ale nie takiego co miauczy. Proszę księdza, więc Wiktor twierdzi, że jak się przestawi te zęby, to można go zabić, a na tym kocyku sypia duch, który pija mleko - Że co? - Pija mleko - Ale te zęby... - Że jak się przestawi zęby, to on jest zaraz chory albo zdarzają mu się nieszczęścia i w ogóle całe jego życie zależy od ustawienia tych cholernych zębów. - A skąd on je wziął? - Zdaje się, że dentysta mu je wyrwał – to są chyba jego własne ósemki. Ksiądz Aleksander oparł się na moim ramieniu i zasapawszy, wspiął się ponownie na krzesło. Musiały go nieźle boleć. Takich dziur nie widziałem jak żyję. (...)

"Taniec z gronostajem"- Media rodzina Poznań 2007


Tej nocy Anna urodziła syneczka. Maleńki był i śliczny. Położyła go koło siebie, utuliła i zasnęła. Dziadek Antoni usiadł na stołeczku przy piecu. Czekał. Nie minęła jeszcze noc, gdy w izbie stanęła Śmierć i zaraz za nią Anioł. Śmierć przyszła po dziecko, Anioł, by jego niewinną duszę od razu do tronu bożego odnieść, na łąki rajskie, na szczęście wieczne. Już, już śmierć wyciąga kościste ręce po synka Anny, już, już ma mu maleńkie życie odebrać, a tu jak skoczył Dziadek Antoni i zasłonił sobą maleństwo, Śmierci przystępu nie daje: – Zostaw go, w imię Pana Jezusa, mówię ci – nie waż się go tknąć – krzyknął Biedna Śmierć najwyższym imieniem zaklęta nie wie, co ma robić, spojrzała bezradnie na Anioła, a ten aż podskoczył z radości, bo żal mu było Anny i Jędrzeja – jedenaście duszyczek ich dzieci nosił do nieba – chciał im, choć tę jedną zostawić. Śmierć jednak swoją powinność zna i wie, że po każdego przyjść musi, nikomu darować jej nie wolno. – A jak ja się rozliczę z tego życia, com je zabrać miała? Jak? Ty masz, dziadku, swoje obowiązki, ja mam swoje. Przepuść mnie! – Nie przepuszczę, boś ty bez sumienia! – Ja bez sumienia? Ja? (...)

"Bajki znad Wisły. Bożydar i Marianka" MCKiS Warszawa 2007


Mrok, wczesny zimowy mrok, każe mi się zbierać do drogi. Za chwilę mam autobus. Jeszcze szmat drogi przede mną. Ale chciałabym tu zostać lub choć – wrócić. Boję się kruchości Pani Stefanii, jej wieku, boję się, że nie spotkamy się więcej – więc chciwie staram się zapamiętać wszystko: półkę z książkami, pięknie utrzymane kwiaty, różaniec, wreszcie Jej brązowe, mądre oczy, dobrą pomarszczoną twarz i ręce. Żegnając się już właściwie pytam: - co jest najważniejsze w życiu? - W życiu? - chwila zastanowienia, skupienia - Mimo wszystko uczciwość i czyste sumienie... tak... i nie rób co tobie niemiłe... bliźniemu nie rób co tobie niemiłe... – odpowiada mi z ciepłym uśmiechem. [Kurpie] Linia frontu. Tam w okopach, w lesie, z wisem, z parabelką, z gołymi rękami, przemykając pod ścianami jak wilk, jak lis, jak dzikie zwierze ścigane dzień i noc. Linia frontu tu, w kazamatach: nie dać się upodlić, nie zdradzić przyjaciół, nikogo nie narazić, mimo drętwiejących nóg skulić się jeszcze raz, w ludzkim odruchu solidarności, by ci, co właśnie powrócili od kata mieli choć bardziej po ludzku, by konający nie słyszeli przekleństw, a Ojcze nasz i Pod Twoją obronę, by wciąż tęskniąc do śmierci nie przegryźć przegubów, by ten, co ze mną pod jednym kocem wiedział, że nie wykorzystam jego słabości, nie odbiorę mu dziurawej, wilgotnej derki, lecz własnym oddechem ogrzeję w chwili gdy jego oddech gasnąć będzie: linia frontu przebiega tu znacznie bliżej kręgosłupa. Im przecież nie chodzi o informacje jakie możemy wyjęczeć - im chodzi o nas, o nasze dusze – dlatego śledztwo trwa latami – im chodzi o ciebie – byś się zbrukał, złamał, splugawił, zdradził to co najdroższe i samego siebie. (...) [Opowiadania pułtuskie: Akcja WiN]

Powiat pułtuski. Przewodnik subiektywny MCKiS Warszawa 2007

© 2007 by klok